Nasze wycieczki

wtorek, 09 listopad 2021 08:42

Złota polska jesień i radzieccy kosmonauci

Napisał
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
(Przeczytasz w: 3 - 5 minut)

Motocykliści są prawdopodobnie jedną z grup najczęściej odwiedzających serwisy pogodowe i sprawdzających aktualne prognozy. No cóż, przynajmniej ja należę do takich osób, a częstotliwość klikania na tych stronach rośnie u mnie przed weekendami.

 Data:

16.10.2021

 Odległość: 257 km
 Czas: 6 godzin

 Motocykle:

 

Benelli  TRK 502X
Honda Deauville

Nie inaczej było pod koniec minionego tygodnia, kiedy to z niecierpliwością oczekiwałem nadejścia soboty i możliwości pojechania gdzieś na mojej Devilce. Nie to, żebym czuł wielki niedosyt i miał mało okazji do jeżdżenia (nie tak dawno przecież nawinęliśmy niemal 1500 km w ciągu jednej doby podczas wyprawy na Hel), ale po prostu uwielbiam jeździć. Prognozy na ten weekend wyglądały obiecująco, więc wiedziałem, że pojadę, ale nie miałem jeszcze sprecyzowanego planu. Chodziły mi po głowie Bieszczady i Góry Słonne, jednak uznałem, że to na wiosnę, a tym razem gdzieś nieco bliżej. Sprecyzowanie planu przyspieszył Łazor, który odezwał się na forum i szukał towarzystwa na przejażdżkę. Szybko doszliśmy do porozumienia i wybraliśmy trasę 11 z katalogu MotoNiedźwiedzia, czyli Śladami kosmonautów ZSRR.

Nie byłbym jednak sobą, gdybym czegoś nie pozmieniał ? Zmodyfikowałem nieco pierwszą część trasy, żeby zahaczyć o Przełęcz pod Ostrą koło Limanowej, jak również o platformę widokową w Woli Kroguleckiej.

Ruszyliśmy z Łazorem ok. 8 rano. Ruch był stosunkowo niewielki, chmury stopniowo się przerzedzały i zapowiadał się piękny dzień. Szybko i sprawnie dotarliśmy do początku trasy Wyścigu Górskiego Limanowa – Przełęcz pod Ostrą. Zaczęła się zabawa! Kto był ten wie, kto nie był – niech jedzie! Zakręty fajnie wyprofilowane i dość szerokie, dobra nawierzchnia, biało-czerwone krawężniki na wewnętrznych łukach zakrętów i sporadycznie tylko przejeżdżające samochody (chociaż akurat śmieciarki to chyba miały tego dnia zawody, bo widzieliśmy ich chyba 5). Postanowiliśmy przejechać się kilka razy tam i z powrotem oraz zrobić sobie na jednym z łuków małą sesję fotograficzną. Słońce coraz mocniej przebijało się przez chmury i zabawa była przednia. Trzeba było jednak uważać na mokry wciąż asfalt w zacienionych miejscach oraz mieć na uwadze, że przy niecałych 10 stopniach Celsjusza ani asfalt ani opony dogrzane optymalnie nie będą.

Jak już uśmiech na naszych twarzach osiągnął zadowalający rozmiar ruszyliśmy w dalszą drogę. Ta zawiodła nas w okolice Las Vegas… Jaki kraj takie Las Vegas, a w naszym przypadku to wieś Barcice. A stamtąd to już rzut beretem do platformy widokowej w Woli Kroguleckiej, której nie odwiedzić przy tej pogodzie byłoby grzechem. Po nacieszeniu oczu widokami i słońcem oraz po pstryknięciu kilku zdjęć pojechaliśmy dalej. Kolejny odcinek trasy, między Piwniczną Zdrój a Muszyną wiódł piękną krętą drogą wijącą się wzdłuż Popradu. I tu dała o sobie znać złota polska jesień. Kolorowe, jakby pordzewiałe lasy na zboczach pagórków, błękitne niebo i promienie słońca odbijające się w rzece. Nie wiem co dawało więcej frajdy – pokonywanie łuków czy chłonięcie tych widoków. Pewnie wszystko razem wzięte. Ani się obejrzeliśmy, a już byliśmy w Muszynie. Stamtąd szybki przejazd do Tylicza po kolejnej krętej drodze wiodącej przez las. Świeżo wymieniona nawierzchnia tylko zachęcała do odkręcenia gazu, ale cień rzucany przez drzewa sprawiał, że asfalt wciąż był mokry. Trzeba było być czujnym.

Punktem docelowym naszej wyprawy były mofety w Tyliczu. Tylicka mofeta jest jednym z największych tego typu obiektów w Europie. Znajduje się w osadzie turystycznej "Domki w Lesie". Otwarto ją dla zwiedzających w październiku 2011 roku. Mofeta to chłodny wyziew wulkaniczny, z którego wydobywa się dwutlenek węgla. Dodatkowo gaz wydobywa się tutaj w wodzie powodując powstawanie bąbelków. Tylicka mofeta znana jest również z powodu swej niesamowitej historii, wciąż pełnej tajemnic. W latach 60. XX wieku, mofety zostały otoczone kręgami w celu pozyskiwania dwutlenku węgla przy hodowli alg służących, jako pasza dla zwierząt. Tak naprawdę była to jedna z największych tajemnic PRL-u- prowadzono tam badania na potrzeby stworzenia skondensowanego pokarmu dla kosmonautów ze Związku Radzieckiego. Uczeni nadzieję widzieli w algach słodkowodnych, które w tylickiej mofecie miały doskonałe warunki do rozwoju. Dwutlenek węgla przyspiesza bowiem rozwój glonów. W ten sposób został tu zlokalizowany tajny ośrodek badania alg działający pod oficjalnym szyldem ośrodka rolniczego. Ostatecznie po wieloletnich testach uznano, że algi nie są zbyt dobrze przyswajane przez organizm ludzki i ich produkcji zaniechano. Oficjalna wersja mówiła, że algi nie okazały się rewelacyjną paszą. Władze komunistyczne kazały zasypać betonowe kręgi. Więcej: https://www.atrakcjekrynicy.pl/mofety-w-tyliczu.html.

Po obejrzeniu mofety i pamiątkowych zdjęciach Łazor pojechał się chwilę pobawić na szutrach, a ja wyszukałem miejsce, gdzie zjemy obiad, bo kiszki grały już marsza na całego. Padło na pewien bar w Krynicy, jednakże tam kolejka głodnych tworzyła się na zewnątrz lokalu (wysokie oceny i dobre recenzje miały jak widać uzasadnienie). Przeszliśmy się nieco dalej i już bez kolejek udało nam się zamówić i skonsumować całkiem dobre placki po zbójnicku.

Po obiedzie ruszyliśmy w drogę powrotną. Trasa wiodła na północ drogą 981, a następnie wzdłuż Królówki i Kamionki do Nowego Sącza. Dalej polecieliśmy 75-tką, z której obiliśmy na Iwkową i na bardzo fajne winkle przed Tymową. Potem został tylko Nowy Wiśnicz, Bochnia i przeskok na A4, żeby nieco szybciej dostać się już do Krakowa.

Nasza sobotnia wycieczka zamknęła się w 377 km (wg. nawigacji), przeszło 6 godzinach jazdy i obfitowała w niezliczoną liczbę zakrętów. Pogoda dopisała, warunki na drogach również. Była to świetna okazja do naładowania akumulatorów, zredukowania poziomu stresu i nałapania endorfin.

Czy to już ostatnia taka trasa w tym roku? Devi jeszcze nie śpi, więc nie wiadomo…

Czytany 807 razy Ostatnio zmieniany poniedziałek, 18 kwiecień 2022 18:46
GregJak

Z wykształcenia nauczyciel i trener, z zawodu menedżer IT. Uwielbia jazdę na motocyklu i dalekie wyprawy. Zdecydowanie miłośnik asfaltu i wygodnej kanapy. Zawsze przygotowany na różne warunki, w kufrach wozi tyle gratów, że w każdej chwili może ruszyć na drugi koniec Europy.