
"...W życiu piękne są tylko chwile..."
Takie piękne chwile mieliśmy okazję przeżyć w ostatni weekend. Co prawda nie planowaliśmy już nigdzie dalej jechać w tym sezonie. Przecież nie tak dawno pojechaliśmy na MotoWrzesień. Jednak Grzegorz, absolwent naszego kursu oraz uczestnik dwóch poprzednich wyjazdów, nie dał za wygraną. Skoro jest pogoda to trzeba jechać. I tym sposobem w trzy dni zrobiliśmy ok 750 km. Podziwialiśmy widoki i pokonywaliśmy kolejne zakręty bieszczadzkich szos.
Motocykliści są prawdopodobnie jedną z grup najczęściej odwiedzających serwisy pogodowe i sprawdzających aktualne prognozy. No cóż, przynajmniej ja należę do takich osób, a częstotliwość klikania na tych stronach rośnie u mnie przed weekendami.
Uważniejsi czytelnicy moich artykułów, zapewne zauważą, że gdy piszę o jakimś krótkim wypadzie za miasto, to zazwyczaj mowa o tej krótkiej chwili jaka pozostała po niedzielnych wykładach. Taka praca. Tak też było i tym razem. Różnica tylko taka, że kierownikiem wyprawy i planerem trasy był Łazor. To na jego barkach spoczął obowiązek wytyczenia fajnej marszruty oraz poprowadzenia minikolumny składającej się z trzech motocykli.
Tak to już bywa, że najlepsze imprezy i najlepsze wyjazdy rodzą się na spontanie. Przygotowując się do innych planowanych imprez, tak z nienacka postanowiliśmy zrobić na koniec sezonu coś zupełnie, hmmm... głupiego? Nie to złe słowo. Raczej szalonego. No bo kto przy zdrowych zmysłach decyduje się na jazdę przez całą dobę.... motocyklem.... w październiku?
Nie zawsze każdy wyjazd trzeba planować tygodniami. Czasem spontan też daje dużo frajdy i pozwala odkryć ciekawe miejsca.
Lato w tym roku postanowiło zrobić wszystkim psikusa i skończyć się przedwcześnie, a przynajmniej takie sprawia wrażenie. Kiepską i deszczową pogodą z końca sierpnia można by obdzielić niejeden jesienny miesiąc. W takiej sytuacji „okienka pogodowe” są wspaniałą i długo wyczekiwaną okazją, żeby gdzieś się ruszyć, pojechać i naładować akumulatory.
Połowa sierpnia. Święto Wojska Polskiego i Matki Boskiej Zielnej. Nie da się już dłużej udawać, że wakacje nie zbliżają się do końca. Co gorsza, nie da się udawać, że do końca sezonu nie zostało tylko kilka słonecznych weekendów a i wycieczki planowane muszą być coraz krótsze bo zmrok zapada wcześniej i podstępny chłód kryje się w cieniach. Dlatego trzeba wykorzystać to co mamy na 120%. Tydzień wcześniej jechaliśmy przełęczami po zachodniej stronie Zakopianki, dziś ruszymy na przełęcze po jej wschodniej stronie. Cel główny na dziś to Przełęcz pod Ostrą.
Każdy człowiek ma takie miejsce z dzieciństwa, do którego ciągnie go jakaś magnetyczna siła. Ja mam to szczęście, że takich miejsc mam dwa. Rabka i Sucha Beskidzka. Dwie miejscowości na myśl których robi mi się cieplej na duszy. A że jeszcze obie leżą w raju dla motocyklistów to szczęście już jest podwójne.